Fot. FB

Podczas Międzynarodowych Zawodów Zastępów Ratownictwa Górniczego Rosja 2018 jedną z dyscyplin był konkurs mechaników sprzętu ratowniczego. Do konkurencji został wyznaczony Tomasz Siedlak, ratownik ZG Polkowice-Sieroszowice, który poradził sobie znakomicie, mimo iż miał naprawiać taki sprzęt pierwszy raz w życiu – w KGHM używa się zupełnie innych aparatów oddechowych. Dziś specjalnie wspomina przebieg tej rywalizacji.

Do tej konkurencji wyznaczono mnie nie przez przypadek – mówi Tomasz Siedlak. – Wcześniej otrzymaliśmy wytyczne jaki sprzęt trzeba będzie sprawdzać i wiedzieliśmy, że jedyne przyrządy kontrolne i cały kompletny aparat są tylko w jednym miejscu w Polsce – mają je ratownicy Węglokoksu, którzy startowali zresztą z nami w Jekaterynburgu. To urządzenie o nazwie P-30EX

wiodącego producenta światowego, ale akurat nasze kopalnie korzystają z innej marki. Przed wyjazdem do Rosji mogłem jedynie rozebrać na części pierwsze aparat oddechowy (używany jest podczas akcji w atmosferze niezdatnej do oddychania i prac technicznych w kopalniach), a sposób jego kontroli oglądać na filmach instruktażowych w sieci. To trochę kłopotliwe, bo jaki mechanik samochodowy nauczyłby się naprawy auta z internetu?

Aparat wymagał siedmiu kontroli na przyrządach i siedmiu kontroli subiektywnych. Punktowane były szybkość znalezienia pierwszej usterki, liczba znalezionych usterek (nie wiedziałem, ile ich jest przed rozpoczęciem konkurencji), no i czas wykonania inspekcji – było na nią 30 minut. Mało, ale udało mi się skończyć 35 sekund przed czasem, jedynie 7 z 13 zespołów zmieściło się w pół godzinie. Miałem jeszcze jedno źródło informacji o sprzęcie. To Igor Jakutin, dawniej mechanik Pogotowia Ratowniczego w Karagandzie w Kazachstanie, dziś to pracownik JRGH w Sobinie. Wraz z żoną przeniósł się do Polski w ramach repatriacji polskich rodzin z Kazachstanu. Znał ten sprzęt i opowiadał mi, jak przeprowadzić jego kontrolę. Opowieści to nie wszystko, bo organizatorzy zmienili w regulaminie sposób oraz kolejność poszczególnych kontroli sprzętu. Przed zawodami miałem minutę na przyjrzenie się przyrządom kontrolnym. Sędzia związany z tym producentem sprzętu nie mógł uwierzyć, że robię to pierwszy raz, a po zawodach przyszedł mi pogratulować wyniku.

Pierwszy błąd wykryłem w 50. sekundzie, wcześniej udało się to zrobić jedynie rosyjskim mechanikom. Musieli znać sprzęt doskonale, jeden z nich znalazł błąd już w 15. sekundzie, ale np. mechanik z Ministerstwa Sytuacji Nadzwyczajnych dopiero po 3 minutach! Otworzyłem aparat i widzę niedokręconą butlę, O-ringu nie było, to już dwa błędy. Worek oddechowy miał 3 łatki, a dopuszczalne są dwie – kolejny błąd. Potem zauważyłem, że wąż wdechowy jest uszkodzony. Dostałem nowy wąż ale musiałem dobre części przezbroić ze starego, wciąż szukając następnych usterek. Sprawdzałem łącznik centralny, głowice, zawory i membrany. Sędziowie byli przychylnie nastawieni, bo cały czas się dziwili, że to mój debiut. Robiłem też błędy, nie skontrolowałem całej długości linki, która służy do spięcia się poszczególnych ratowników podczas ograniczonej widoczności, okazało się, że była sparciała. Na koniec była subiektywna kontrola działania aparatu, bez przyrządów pomiarowych, robiłem to pospiesznie w masce, czas uciekał. Nagle manometr mi nie działa, nie wiem, czy to jest błąd, a sędzia jest zaskoczony, że ten przyrząd nie działa… Uff, końcówka zawodów była bardzo gorąca…

Znalazłem w sumie 6 błędów, a było ich 9. Trzy, których nie udało mi się odnaleźć, na szczęście nie miały wpływu na wykonanie kontroli przyrządem UKP-5. Dało mi to 6. miejsce na 13 zawodników i satysfakcję, że poradziłem sobie w sytuacji, kiedy pierwszy raz musiałem zdefiniować w sumie nieznany sprzęt. Jako ratownicy prawie zawsze jesteśmy w sytuacji dotychczas nieznanej, nie da się przewidzieć co się wydarzy. Działamy pod presją czasu, warunków, w głowie mamy konieczność ratowania życia. Jeśli zdarzają się błędy, chodzi tylko o to, żeby to nie był to błąd ostatni. Doświadczeniem z mistrzostw podzielę się z innymi ratownikami. Teraz już wiem, co mogłem zrobić lepiej, szybciej, ale w życiu ratownika sytuacje krytyczne są niepowtarzalne. Trzeba sobie radzić tu i teraz.

Opowiadał: Tomasz Siedlak, ratownik ZG Polkowice-Sieroszowice